
LAKE DISTRICT – NIEZAPOMNIANA WYPRAWA NA SZCZYT THE OLD MAN OF CONISTON
Są takie miejsca, które zasługują na odrobinę własnej przestrzeni na blogu przez wzgląd na swoją wyjątkowość. Jak dotąd wypad do parku narodowego Lake District w Kumbrii był moją najdalej wysuniętą na północ tego kraju mini wycieczką, z której jestem chyba najbardziej zadowolona. Chociaż zeszłoroczny wypad do Hampstead w Londynie był równie bogaty w przeżycia wizualne to jednak góry zdecydowanie wygrywają.
Lake District jest tak niesamowitym miejscem, że na samą myśl o nim mam ochotę płakać ze wzruszenia. Udaliśmy się tam z końcem maja, kiedy pogoda wzorowo dopisała. Około 23 stopnie i zerowe zachmurzenie.
O godzinie 12: 30 weszliśmy na szlak znajdujący swój początek w miejscowości Coniston. 4-kilometrowy kawałek na szczyt The Old Man of Coniston ( 803 m.n.p.m) okazał się prawie 4-godzinnym wyzwaniem. Nikt z nas nie był na to gotowy. Gdy przychodzi do takich dość skomplikowanych szlaków, które wymagają dużo więcej chodzenia, mam tendencje do zatajania informacji przed resztą załogi, ponieważ wiem, że gdyby od początku wiedzieli co ich czeka to nigdy by się na to nie zdecydowali.
Z ludźmi już chyba tak jest. Jesteśmy w stanie bardzo dużo znieść o ile nie jesteśmy świadomi tego co tas czeka. Gdybyśmy byli, każdy poddawałby się na starcie, bo byłoby to „za dużo zachodu”.
Dlaczego aż 4 godziny? Na trasie było dość sporo przerw. Pierwszy postój dość krótki przy wodospadach, następnie 2 w dolinie. Kolejny przy pozostałościach po starych kopalniach, których historia sięga nawet 800 lat. Kluczowym postojem była kąpiel w jeziorze górskim o nazwie Low Water.





Przeżycie, które zdecydowanie zapamiętam. 23 a może więcej stopni Celsjusza, wchodzimy pod górę zlani potem i nagle naszym oczom ukazuje się jezioro o krystalicznie czystej wodzie niczym oaza na pustyni. Co robimy? Rozbieramy się i wskakujemy. Na szczęście mieliśmy kostiumy kąpielowe, ponieważ w planie było kąpanie się nad jeziorem Windermere, ale niestety nieprzewidzieliśmy, że tak długo zajmie nam wchodzenie na sam szczyt.
Wskoczyliśmy do lodowatej wody która natychmiast nas zmroziła. Mimo zimna było rewelacyjnie. Idealna nagroda po ciężkiej wędrówce. To trochę tak jakby wskoczyć do Morskiego Oka, tylko że nikt wam tego nie zabrania.
Zapisz a się na listę mailingową i dostawaj powiadomienia o nowych wpisach!

Po przerwie kontynuowaliśmy wędrówkę. Przed nami najcięższy odcinek do pokonania. Moja siostra szczerze przeklinała mnie z tyłu, po drodze twierdząc, że nie da rady wejść na szczyt. Weszła, zrobiła sobie selfie i była z siebie dumna.

Widok na szczycie przyprawiał o zachwyt, którego nie da się opisać słowami czy zdjęciami. To trzeba zobaczyć i przeżyć. Góry od zawsze mocno poruszały moją wrażliwą stronę, ale chyba pierwszy raz miałam ochotę płakać z zachwytu. Ze szczytu widać morze, jezioro Coniston czy niżej położone jezioro górskie, w którym przyszło nam się kąpać.



Szlak nie jest łatwy. W drodze powrotnej było już nieco lepiej, bo schodziliśmy w dół. Nogi trzęsły mi się niemiłosiernie a kolana dawały się we znaki na kilka dni po. W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się nad kolejnym jeziorem tym razem Levers Water. Stamtąd czekało nas już stosunkowo łagodne , godzinne zejście do samochodu.

Około godziny 19:00 zrobiłam zdjęcie dnia. Idylliczne zestawienie chmur, światła, gór i białego domu. Kolejny idealny kadr, do kolekcji najbardziej udanych zdjęć. Wszystko dzięki odpowiedniej godzinie i chmurom.


Zmęczeni, opaleni i obolali udaliśmy się w drogę powrotną. Jako fan zachodów słońca nie mogłam tak po prostu zabrać wszystkich do domu. W drodze zajechaliśmy jeszcze nad morze pod pretekstem przerwy na jedzenie. Zrobiliśmy sobie krótki postój w miejscowości Morecambe nad Zatoką Morecambe.
Naszym oczom ukazał się najbardziej malowniczy zachód słońca jaki ostatnio widziałam. Róż, błękit i piękne góry w tle. Zachód tak idealny, że na myśl przychodziła gorąca latem Chorwacja. Morecambe, miejsce, o którym nigdy nie słyszałam, miejsce, do którego prawdopodobnie nie przyjeżdżają turyści, miejsce, które na 2 godziny przed zachodem słońca staje się wymarzoną miejscówką na chwilę refleksji, randkę czy spotkanie z przyjaciółmi.


Nie byłam przekonana do tej wycieczki, ale namówiła mnie znajoma. Dobrze czasami mieć kogoś, kto pchnie cię do zrobienia czegoś wartościowego. Idealne miejsce, idealne warunki pogodowe, idealny dzień. Polecam każdemu.
Szlak wytyczałam na aplikacji Komoot. Poniżej możecie zobaczyć moje pinezki na google maps.

Więcej podróżniczych inspiracji znajdziecie w zakładce podróże — Anglia.
Zapisz a się na listę mailingową i dostawaj powiadomienia o nowych wpisach!